W drodze
Kenia nie była naszym wymarzonym miejscem na ten urlop, który planowaliśmy od dawna. Splot nieoczekiwanych okoliczności zdecydował, że właśnie tam trafiliśmy. Trochę obawiałam się tej podróży, dużo słyszałam i czytałam o wszechobecnej biedzie, o natrętnych chłopcach z plaży (beach-boys), a nawet o zagrożeniach ze strony miejscowej ludności. Pokonując późnym wieczorem drogę z lotniska w Mombasie do hotelu, chciałam wracać do domu. To, co widziałam za oknem klimatyzowanego autokaru przerażało mnie, szokowało, ale też trochę fascynowało. Po dziesięciogodzinnym locie i dość długim transferze do hotelu, zasnęliśmy pełni wrażeń. Rankiem obudziło nas oślepiające słońce i nieznane nam odgłosy natury.
|
Początek
Wszystko zaczęło się 31 stycznia 2016 roku, na opustoszałej, zalanej słońcem, białej plaży nad Oceanem Indyjskim. Pojechaliśmy zrealizować daną sobie przed laty obietnicę o egzotycznej podróży na 25 rocznicę ślubu. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że przyjechaliśmy tu po coś znacznie cenniejszego niż wakacyjne wspomnienia.
|
Spotkanie
Kiedy tylko przekroczyliśmy granicę hotelowego terenu, stało się to, czego najbardziej się obawiałam - natychmiast podszedł do nas, nie wiadomo skąd, czarnoskóry mężczyzna i melodyjnym, prostym angielskim zaproponował nam: "very romantic trip only you and your husband". Oczywiście mówił dużo więcej i rzeczywiście widać było, że nie zniechęci się tak szybko. Pomyślałam niech stracę, popłyniemy tą łodzią i "będziemy mieć ich z głowy". Wtedy, nie przypuszczałam nawet, że ten prosty angielski, z suahilijskim zaśpiewem, ten promienny uśmiech i smutne spojrzenie będą nam towarzyszyć tak długo. Decyzja o wypłynięciu, drewnianą łodzią z połątanym żaglem, w towarzystwie dwóch kenijczyków, na oceaniczną rafę okazała się bardzo istotnym momentem dla tej historii.
|
7 dni w Kenii
Tak się jakoś stało, że wszystkie kolejne dni - z wyboru - spędziliśmy w towarzystwie beach-boys'a, spotkanego pierwszego ranka na plaży. Poznaliśmy jego rodzinę, sąsiadów i przyjaciół. Zobaczyliśmy jak żyją i wtedy myśleliśmy, że tak żyć się nie da - my na pewno nie dalibyśmy rady. Każde następne spotkanie z mieszkańcami małej wioski Mwabungu zaskakiwało nas coraz bardziej. Z jednej strony widzieliśmy biedne, głodne i oberwane dzieci, zapracowane i zatroskane matki oraz ojców, którzy po całym dniu pracy przynoszą do domu równowartość jednego dolara, a zdrugiej strony ich roześmiane twarze, serdeczne gesty, głęboko patrzące i ciekawe oczy, spontaniczną radość oraz niezwykłą umiejętność bycia razem i bycia z nami. Wtedy zabrzmiały mi w głowie słowa piosenki z mojej młodości: nie mają prawie nic, a mogą Ci darować świat ...
|
Zapowiedź
Podczas odwiedzin w wiosce, naszą uwagę zwróciła młoda, dziewiętnastoletnia, smutna i wycofana dziewczyna, która okazała się być żoną naszego "przewodnika". Z czułością opiekowała się swoim piętnastomiesięcznym synkiem Amosem, prawie nic nie mówiła, nie śmiała się, nie uczestniczyła w spotkaniu tak jak inne kobiety - wyglądała na zmęczoną, a nawet chorą. Z czasem okazało się, że ta młoda kobieta spodziewa się kolejnego dziecka. Była to jej szósta, bardzo wczesna ciąża, dowiedzieliśmy się jednak, że czworo pierwszych dzieci straciła... Amos był jej "oczkiem w głowie" i obydwoje z mężem bardzo się obawiali, czy obecna ciąża zakończy się szczęśliwie. Obraz tej kobiety nie dawał nam spokoju, zaczęliśmy przyglądać się sprawie i bardzo szybko zrozumieliśmy, że konieczna jest pomoc. Wtedy też, tylko raz, usłyszeliśmy słowa: When my wife will give birth to a girl, we will name her Magda.
|
Rok w Polsce
Po ośmiu dniach spędzonych w gorącej Kenii wróciliśmy do zimowej, polskiej rzeczywistości. Szybko okazało się, że myślami wciąż wracamy do tamtych chwil i co dziwne, nie wspominaliśmy białych plaż, wody w odcieniach błękitu, czy palm, ale poznanych tam ludzi. Nie potrafiliśmy zapomnieć radosnych i spontanicznych dzieci, ich pracowitych matek, życzliwych gestów, pokory, cierpliwości oraz umiejętności współistnienia kontrastujących z wszechobecną i skrajną biedą. Zaczęliśmy dostrzegać, że na prawdę możemy, a nawet powinniśmy podzielić się tym co mamy. W ten sposób już po tygodniu od powrotu z Kenii wysłaliśmy pierwszą, dwudziestokilogramową paczkę na skrytkę pocztową wioski Mwabungu (w ciągu roku wysłaliśmy ich 5). Z naszym "przewodnikiem", który powoli stawał się naszym przyjacielem utrzymywaliśmy comiesięczny kontakt poprzez SMS-y. W ten sposób docierały do nas wiadomości: o pożarze "naszego" hotelu, o stanie zdrowia ciężarnej żony, o jej pobytach w szpitalu. Z niecierpliwością czekaliśmy na tę jedną wiadomość o narodzinach dziecka. Wreszcie, 27 sierpnia 2016 roku, otrzymaliśmy SMS-a następującej treści (pisownia oryginalna): Hay Robart i magda. i hope ur ok. am happy due to she has born today in the morning a bady a girl, which is magda. she has overbleed. but she is ok. a have a nice time. anything happen i will inform u pliz. bye. Już wiedzieliśmy, że musimy tam wrócić ... i wróciliśmy.
|
Kenia, druga odsłona
Nasz drugi pobyt w Kenii utwierdził nas w przekonaniu, że to co robimy na sens, że znowu mieliśmy w życiu szczęście do ludzi i przez przypadek zyskaliśmy szczerych i oddanych przyjaciół. Mogliśmy też w końcu poznać małą, piękną i bystrą dziewczynkę o imieniu Magda, o której piosenkę śpiewa cała okolica. Jej mama, Mwanasha, tym razem promieniała szczęściem. Mieliśmy możliwość zobaczyć na własne oczy jak nasza pomoc zmieniła życie wielu ludzi w wiosce Mwabungu, nic nie poszło na marne. Po 16 dniach spędzonych w Kenii trudno było nam się rozstać. Zyskaliśmy całkowitą pewność, że musimy tam wrócić ... i wrócimy.
|
Narodziny Fundacji
Jeszcze przed drugim wyjazdem do Kenii założyliśmy FanPage na FaceBooku na którym dzieliliśmy się swoimi wspomnieniami i refleksjami z podróży. Po powrocie, niemal natychmiast zaczęliśmy przygotowywać dokumentację konieczną do założenia Fundacji. Dyskutowaliśmy o nazwie, statucie, celach działania, o logo. Poszukiwaliśmy materiałów i zgłębialiśmy przepisy prawa. Jedyne czego nam nie brakowało, to inspiracji i przekonania, że inaczej postąpić nie możemy. Od 13 marca kiedy podpisałam Akt Fundacyjny do zakończenia całej procedury minęło dwa miesiące w trakcie których również intensywnie pomagaliśmy naszym przyjaciołom z Afryki. Ostatecznie, 11 maja 2017 roku, Fundacja Kenya Asante Sana Polska została wpisana do Krajowego Rejestru Sądowego, pod numerem 000-067-75-20.
|
Podziękowania
Nie byłoby naszej Fundacji, gdybyśmy nie spotkali na opustoszłej, białej plaży drobnego, wrażliwego i doświadczonego przez los człowieka, który zaproponował nam "very romantic trip ..." - dziękujemy Ci Mohcio, rafiki wangu (nasz przyjacielu).
Nie byłoby naszej Fundacji, gdyby nie Little Magda - mała dziewczynka o niezwykłej historii.
Nie byłoby naszej Fundacji, gdyby nie Ninka z mamą Agnieszką, to one zapoczątkowały "zabawkowe szaleństwo" w wiosce Mwabungu.
Nie byłoby naszej Fundacji, gdyby nie Dziadek George oraz fascynacja Kenią, jego wnuczki Rozi - dziękujemy Wam za kredki, sandały, a przede wszystkim za zaufanie, a Tobie Rozi za dziesiątki kilometrów, które z nami przeszłać w afrykańskim buszu.
Nie byłoby naszej Fundacji gdyby nie przedszkole "Zaczarowane Ziarenko" z warszawskiej Woli - dziękujemy za naprawiony przed porą deszczową dach i leczenie Małej Magdy.
I wreszciem, nie byłoby naszej Fundacji, gdyby nie wsparcie dobrym słowem i dodawanie wiary, które otrzymywaliśmy od wielu naszych polskich przyjaciół. Gdyby nie Wasze wzruszenie i chęć poznawania tej niesamowitej historii może zabrakłoby nam wytwałości.
|
Dziękujemy
Magda & Robert
|
|