Menu
2017-03-16

300 km wędrówek w kenijskim buszu

Dziś opowiem Wam o tym, jak umacniała się nasza więź i jak rozwijał się mój angielski w trakcie wielokilometrowych wędrówek po kenijskich bezdrożach. Podczas 15 dni, które spędziliśmy w Kenii przeszliśmy pieszo ponad 300 km. Może dla niektórych nie jest to wynik imponujący, ale kiedy uwzględnimy temperaturę i wilgotność powietrza oraz szlaki, po których się poruszaliśmy, to myślę, że zasługujemy choć na odrobinę uznania. No i nie zapominajcie o tym, że nie mamy po dwadzieścia lat ;).

No więc, kiedy się tak wędruje razem przez wiele kilometrów, napotykając czasami na nieprzewidziane trudności, można dowiedzieć się bardzo dużo o sobie jak i o swoich towarzyszach. Przez pierwszy tydzień chodziliśmy najczęściej we czwórkę: ja, Robert, Mohcio i Shosha, później często towarzyszyła nam Rozalia Duda. Droga do jednej, czy drugiej wioski jest "długa i daleka", ale dzielnie maszerując, dzięki naszym przewodnikom mieliśmy okazję poznawać prawdziwą Kenię, jej mieszkańców (żyjących z dala od szlaków turystycznych), których zastawaliśmy podczas codziennych, prozaicznych czynności. Poznawaliśmy przyrodę, zioła, które wykorzystują do leczenia, zobaczyliśmy jak rosną owoce, znane nam tylko z supermarketu, ale też takie, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Wszystko pod czujnym i opiekuńczym okiem naszych kenijskich przyjaciół, każdy cięższy oddech, zwolnienie kroku, czy prozaiczne rozwiązane sznurowadło, nie umykało ich bystrym oczom i natychmiast reagowali z troską i czułością... Ja podczas tych wędrówek szlifowałam angielski i uczyłam się suahili. Bo kocham rozmawiać z tymi ludźmi, a jeszcze bardziej uwielbiam słuchać ich opowieści "about real, true life" snutych melodyjnym angielskim.

Lala salama marafiki.

Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.

Partnerzy