Menu
2019-02-01

Mibiboni, czyli co zapadło mi w pamięć i w duszę - E. Kargetta-Sowul

Dzięki uprzejmości Ewy Kargetta-Sowul - turystki, która odwiedziła nas w Mibiboni mamy przyjemność zaprezentować Wam tekst jej autorstwa.

Ostatnia fotorelacja z naszego pobytu w kenijskiej wiosce, która była możliwa dzięki Fundacji Kenya asante sana Polska. W tym miejscu chciałabym strasznie podziękować przede wszystkim Magdzie, gdyż to ona wprowadziła nas do cudownego świata mieszkańców wioski, ugościła w swoim polsko-kenijskim domu, a jej opowieści pozwoliły mi choć w części zrozumieć realia Kenii.

Magda wraz z mężem Robertem dokonali czegoś co dla wielu z nas, w tym i dla mnie, zdawałoby się niemożliwe. Ich historię, będąca jednocześnie historią powstania Fundacji, możecie przeczytać tutaj.

Ja od tego zaczęłam i to właśnie ta opowieść mnie urzekła, zaciekawiła, wręcz zafascynowała. Teraz gdy poznałam Magdę chcę więcej i więcej, bo to czego się dowiedziałam w ciągu jednego dnia w wiosce otworzyło mi oczy. Słuchałam o codziennych problemach kenijczyków, o małżeństwach, gdzie gdy 12 letnia dziewczynka wychodzi za 20 lat starszego mężczyznę to nazwanie go pedofilem byłoby w tych realiach totalnym nieporozumieniem. Dlaczego? Bo gdyby nie małżeństwo, ona umarłaby z głodu.

Sprawy, które znałam z książek, czy filmów, takie jak np. obrzezanie kobiet, nagle stały się realnym tematem rozmowy i zaczęłam rozumieć mechanizmy jakie powodują, że pewne rzeczy ciągle się dzieją. Ciężkie porody, opieka medyczna, a właściwie jej brak i dzieci, które na skutek tego rodzą się z porażeniami mózgowymi. Jako Europejce, trudno mi było uporać się z tym co usłyszałam i zobaczyłam, a mimo to już rozumiem, że temat planowania rodziny nie jest czymś co można w Kenii wdrożyć w życie ot tak. Dobrze, że na miejscu jest Magda. To ona jako autorytet, drobnymi kroczkami wpływa na lokalną społeczność. Wskazuje im drogę, ale nie poucza, nie mówi jak mają żyć. Wszystko co robi ma formę nauki, a pomoc to więcej wędki niż ryby.

I właśnie te rozmowy, te opowieści i ta strona pomocy zrobiły na mnie największe wrażenie.

Oczywiście bieda tych ludzi wstrząsa równie mocno. Jest tak wielka, że aż ciężka do ogarniecia...

Widziałam dziecko w jednym bucie i to w dodatku dziurawym, ale dumne, że go ma, bo inni nie mają ich wcale. Widziałam chatki bez łóżek i mebli z klepiskiem i ścianami z gliny, w której legnie się robactwo. Te robaki potem wchodzą pod skórę, składają jaja i rozwijają się pod tą skórą, na malutkich nóżkach kenijskich dzieci... Widziałam szeroki uśmiech mamy czteromiesięcznej dziewczynki, kiedy Magda podała jej śpioszki i mydła które przywieźliśmy z Polski, dyskretnie wplatając ten gest w wizytę u tej rodziny. Czułam gulę w gardle, gdy po wizycie u kolejnej rodziny, której Magda dała pieniądze na zakupy, poznałam historię dzielnej mamy kilkorga dzieci. Pierwsze z nich, dziewczynka, urodziła się na skutek gwałtu i razem z mamą była wykluczona ze społeczności, dopóki jej obecny tata nie zaopiekował się nimi i nie ożenił ze zgwałconą kobietą...

Praktycznie każdy dom, każda rodzina w wiosce miała jakąś swoją historię. Historię pięknie odpowiedzianą przez Magdę. Nie byłam w stanie zapamiętać żadnego z imion bohaterów tych historii ale Ci ludzie już na zawsze pozostaną w moim sercu ❤.

Na odchodne, kiedy daliśmy Magdzie rzeczy i pieniądze dla wioski, żeby je rozparcelowała zgodnie z potrzebami, widząc ogrom potrzeb żałowaliśmy, że nie możemy zrobić i dać więcej. I wtedy usłyszeliśmy od Magdy najpiękniejsze słowa pod słońcem: "Będąc tu z nimi daliście im dużo więcej. Zwróciliście im godność"....

Magda, Robert dziękujemy. Dla takich chwil warto żyć. Asante sana ❤!!!

Wszystkie zdjęcia zamieszczone pod tym artykułem są autorstwa Ewy Kargetta-Sowul.

Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.

Partnerzy