Menu
2017-03-27

Nauczyciel uczniem, uczeń nauczycielem

Dziś napiszę o pewnym paradoksie jaki dostrzegam w historii, którą trochę chaotycznie, czasami emocjonalnie, ale konsekwentnie, szczerze i prawdziwie opowiadam Wam każdego dnia. Mianowicie: kto mnie zna osobiście, albo czyta posty regularnie wie pewnie, że w lutym 2016 roku moja znajomość języka angielskiego ograniczała się do podstawowych pytań i zwrotów grzecznościowych. Słownictwo również nie za bogate, zdarzało mi się poprosić o pogodę zamiast o wodę :), najlepszą zaś ilustracją niech będzie słynne już: "will be pizza", wypowiedziane z przekonaniem, że wiem co mówię... To, co przed chwilą napisałam to nie jest żart.

Na czym polega paradoks - zapytacie. A no na tym, że nieoczekiwanie i ku zaskoczeniu wszystkich, ze mną włącznie, poczułam ogromną potrzebę poznania języka angielskiego. I to nie takiego tam, żeby rozmawiać o pogodzie, zapytać o drogę, czy zamówić coś w barze. Ja chcę rozmawiać o przyjaźni i miłości, nadziei i zwątpieniu, o marzeniach i wspomnieniach.

To nie jest łatwe, ale każdego dnia robię co najmniej jeden krok. Nie to jest jednak najbardziej zaskakujące. Okazuje się bowiem, że będąc uczniem stałam się jednocześnie nauczycielem... języka angielskiego. Wymieniając liczne wiadomości z moimi przyjaciółmi, sprawiam, że oni poznają angielski w piśmie. Każdego dnia obserwuję jak poprawnie zapisują coraz więcej słów, Ja do tej pory nie wiedziałam "co" napisać, oni nie wiedzieli "jak" napisać. Teraz codziennie po obu stronach łącza jesteśmy dla siebie wzajemnie nauczycielami.

Wpis ten adresuję szczególnie do mojej koleżanki Anity Gunerki, a także świetnej anglistki Kasi Ratkowskirj.

Ilustracją niech będą twarze ludzi, którzy sprawili, że wiosna przyszła do mnie zimą.

Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.

Partnerzy