Menu
2020-10-07

O naszej "Szkole domowej w Mibiboni"

Rozpoczął się dziesiąty tydzień naszej domowej szkoły w Mibiboni, którą czasami żartobliwie nazywany „tajnymi kompletami”. Ponad miesiąc temu, gdy wyjeżdżałam z mojego kenijskiego domu, towarzyszył mi dużo większy żal niż zazwyczaj. Wyjeżdżałam ze smutkiem, ale też z niepokojem, czy moja domowa szkoła przetrwa beze mnie. Czy wystarczy im samozaparcia, zapału, wiary…, czy utrzymają poziom i formułę, na którą ciężko wspólnie pracowaliśmy przez cztery tygodnie?

Ale zacznę od początku… 12 marca zostają zamknięte z powodu pandemii szkoły w Kenii. Nikt nie wie na jak długo. Termin ponownego otwarcia jest przesuwany z tygodnia na tydzień. Dość szybko zauważamy, że dzieciaki słabiej mówią po angielsku, domyślam się, ba wręcz mam pewność, że regres nadchodzi wielkimi krokami. Czytam doniesienia o ogromnym wzroście ciąż wśród młodych dziewczyn. Martwię się… tak bardzo cieszyłam się z ich postępów. Jeszcze przed pandemią doktor Tomasz Świtaj z Warszawskiego Centrum Onkologii wpłaca na konto naszej fundacji 2.000 złotych z przeznaczeniem na rozwój edukacji. Ale jak to zrobić, gdy edukacja stanęła? Pod koniec czerwca rodzi się pomysł przeznaczenia tych pieniędzy na zajęcia dla dzieciaków, które pozostają pod naszą opieką. Wiem, że nie dam rady zorganizować tego przez telefon. Mam bilet na koniec lipca i wielkie plany. Docieram do Kenii na początku sierpnia. Natychmiast spotykam się z Anną – to niezwykle charyzmatyczna nauczycielka z Ukundy – która stanęła na naszej drodze w Kenii zupełnie przez przypadek kilka lat temu i do dziś jest ważnym ogniwem naszego kenijskiego zespołu – dzielę się z nią swoim pomysłem, jej doświadczenie jest nieocenione, zgadza się na współpracę. Będzie prowadziła zajęcia dla dzieci w wieku 4 – 10 lat w dwóch grupach. Kupujemy plastikowe, kolorowe krzesełka, dwa dodatkowe stoliki, zeszyty, ołówki, Anna mówi, że powinniśmy gotować dla dzieci owsiankę. Kupujemy zatem plastikowe duże kubki, owsiankę cukier i simę. Płacimy majątek za skopiowanie materiałów do pracy z dziećmi. Anna rozwala mnie na łopatki i wzrusza swoim zaangażowaniem i pasją. Dzieci ją uwielbiają. Wiem, że muszę znaleźć nauczyciela dla naszej młodzieży, bardzo mi zależy aby utrwalać materiał z licealistkami, którzy niestety byli uczniami szkoły średniej tylko przez niespełna dwa miesiące. I znowu zupełnie przez przypadek spotykamy Yusufa, inżyniera, starannie wykształconego, oczytanego, kulturalnego, z pięknym umysłem, o którym do tej pory słyszałam tylko opowieści, jak to dostał szansę od losu i ma dobrą pracę w Mombasie. Okazuje się, że stracił ją kilka tygodni temu z powodu pandemii i wrócił do wsi. Yusuf robi na mnie ogromne wrażenie, rozmawiamy z Robertem bardzo długo i proponujemy mu prowadzenie grupy dziewcząt. Starsze uczennice i nauczyciele będą dostawać kanapki z masłem orzechowym, a nauczyciele dodatkowo słodką herbatę z mlekiem.

Kiedy po dwóch dniach ustaleń i rozmów na temat wspólnej wizji i znaczenia edukacji dla naszych dzieci mam powiedzieć nauczycielom o wynagrodzeniu, które mogę zaproponować, trochę mi wstyd... moja propozycja to, po przeliczeniu, 120 zł tygodniowo. Dla Anny to 5 dni pracy, ale w dwóch liczniejszych grupach. Yusuf ma tylko 9 dziewczyn, decyduje, że będzie pracował także w soboty – będzie to dzień testów. Każda ze starszych uczennic jest na innym poziomie, z podziwem patrzę jak dostosowuje zadania, jak indywidualizuje podejście. Na moją propozycje reagują słowami, które dodają mi skrzydeł – rozumieją, że to słuszna idea, czuję, że jesteśmy razem.

Przez 4 tygodnie gotuję owsiankę – dzieciaki wołają za mną „mama uji”, robię też kanapki z masłem orzechowym i wzruszam się jak wariat, każdego dnia. Nawet nie wiedziałam, że tak bardzo pokocham to przedsięwzięcie. Oczywiście musimy stawiać czoła wielu problemom, po pierwsze obostrzenia sanitarne, zakaz zgromadzeń powyżej 15 osób i zazdrośni ludzie, których w okolicy nie brakuje – zawsze warto donieść, a nóż coś się nie powiedzie. Jednak Chairman wioski staje po naszej stronie, dostajemy zgodę, aby kontynuować spotkania z dziećmi. Weranda naszego domu i domu naszych sąsiadów zamienia się w szkołę na kilka godzin dziennie. Mamy jeszcze jeden problem – zaczynają przychodzić do nas dzieci z całej okolicy, aby prosić o możliwość nauki – z wielkim bólem serca muszę odmawiać widząc smutek Anny – mam tylko dwóch nauczycieli i ograniczonej wielkości przestrzeń, musimy przestrzegać ograniczeń…, obiecaliśmy wodzowi wioski.

Mija właśnie dziesiąty tydzień naszych tajnych kompletów. Co piątek mamy „radę pedagogiczną”, omawiamy bieżące sprawy, postępy i planujemy następny tydzień. Co poniedziałek jest wypłacana skromna pensja dla moich nauczycieli. Werandę w obydwu domach sprząta niezastąpiony Kirungu, owsiankę gotuje mama Madzi, zaopatrzeniem zajmuje się Mohcio. Jestem dumna, że nawet ci, którzy nigdy nie chodzili do szkoły są z nami i czują się częścią wspólnej sprawy. Często odwiedza nas Salmon – jeden z mieszkańców wioski, który odebrał staranne wykształcenie. Wspiera Yusufa w pracy z dziewczynami. Codziennie na koniec zajęć starsza grupa rozmawia o życiu i wartościach, Anna zaczyna i kończy dzień przypomnieniem zasad.

Z wielką radością i dumą mogę powiedzieć, że to był fantastyczny pomysł, a obawy i brak wiary w mój team były zupełnie nieuzasadnione. Domowa szkoła w Mibiboni działa i daje radość wszystkim. To jest wspaniały sposób na wyrównanie szans i pokazanie, że warto współpracować, działać razem. Gdy to piszę nie potrafię opanować ekscytacji, gdyż na moich oczach, zupełnie od zera, powstał „projekt edukacja” ulepiony wspólnym wysiłkiem, oparty na wspólnym celu…, na zrozumieniu i zaufaniu, budowanym przez lata.

Jak się zapewne domyślacie 2.000 zł od doktora Świtaja dawno zostało wydane. Sama pensja dla nauczycieli to 2 x 120 = 240 zł x 10 tyg. = 2.400 zł. Poza tym kupiliśmy krzesełka, materiały edukacyjne, dożywiamy dzieci, a ostatnio kupiliśmy dziewięć pozycji literatury do biblioteki, która powstaje w naszej domowej szkole. Książki – to była dopiero radość.

Zatem jeśli podoba Ci się to, co robimy i chcesz nas wesprzeć wpłać pieniądze bezpośrednio na konto fundacji (z dopiskiem SZKOŁA W MIBIBONI) albo na dowolną zrzutkę.

Jeśli chcesz znać więcej szczegółów zadzwoń do mnie lub do Roberta (602 508 127 lub 126).

Przez następne dni będę pokazywała Wam materiały z naszej szkoły. Opowiem więcej o ludziach dobrej woli i moich polskich przyjaciołach – nauczycielach – którzy wspierają merytorycznie i duchowo Yusufa i Annę.

Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.

Nie tworzymy co i raz nowych zrzutek, nasze zrzutki funkcjonują nieprzerwanie, aż od dnia ich utworzenia. Dzięki temu widać ile pieniędzy udało nam się zebrać na dany cel

Zrzutkę utworzono 12.02.2018 r.

Zrzutkę utworzono 12.02.2018 r.

Zrzutkę utworzono 12.02.2018 r.

Zrzutkę utworzono 22.12.2019 r.
Zrzutkę utworzono 17.04.2020 r.
Zrzutkę utworzono 13.06.2020 r.
Partnerzy