Haracz ...?
Dopiero co pisałam, że mam szczęście do ludzi. Dzisiaj miałam opowiedzieć Wam historię pewnej tabliczki przywiezionej z Kenii, a tu taka PRZYKRA SPRAWA :(. Paczka wysłana 17 grudnia zeszłego roku czekała dzisiaj na naszego przyjaciela w Post Office w Ukundzie, nie mógł jej niestety odebrać, gdyż zażądano od niego za wydanie 4875 KES (ok. 200 PLN).
To jest odpowiedź na Wasze pytania o naciąganie. Dwie poprzednie paczki, które wysłaliśmy w lutym i czerwcu 2016 roku dotarły bez problemu.
Haracz...? A dwie następne paczki w drodze. Ale nie jesteśmy bezczynni, napisaliśmy do Charge d'affaires w naszym Konsulacie w Nairobi oraz do naszego Konsula honorowego w Mombasie.
Czekamy...
Będziemy Was informować.
Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.
Uzupełnienie z 2017-01-23
Jest nadzieja, że jutro paczka zostanie odebrana, po kilku godzinach poszukiwania rozwiązania, mam nadzieję, że się udało.
Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.
Uzupełnienie z 2017-01-24
Okazuje się jednak, że to nie skrupulatni urzędnicy i przepisy kenijskie każą płacić za odbiór paczki duże pieniądze... to ludzka chciwość, zachłanność i chęć łatwego zarobku. Jakże łatwo z pozycji siły potraktować kogoś, kto od nas zależy.
Za trzy tygodnie spodziewajcie się mnie w Post Office Ukunda, koleżanki anglistki - jakiś szybki kurs "twardego i dobitnego angielskiego"? Mogę na Was liczyć?
Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.