Menu
2017-06-27

Jest noc po ciężkim dniu…, czy ty wiesz skąd ten świat w sobie ma tyle zła?

„Jest noc po ciężkim dniu…, czy ty wiesz skąd ten świat w sobie ma tyle zła?” tak śpiewa Bajm

Nadeszła noc, po faktycznie ciężkim dniu, ale i dzisiaj udało się znaleźć okruchy dobra, w tym pędzącym donikąd świecie… Jeśli chcecie dowiedzieć się, kim jest Daudi, i kto z biorących udział we wczorajszej dyskusji o chorym oku Hamisiego miał rację, zapraszam do lektury i oglądania zdjęć wprost z Kenii.

Mam wrażanie, że od wczorajszego wczesnego popołudnia minęło kilka dni, a nie doba z kawałkiem.

Kto z Was śledził zmagania z zapuchniętym i bolesnym okiem naszego małego przyjaciela wie, że jeszcze kilka godzin temu sytuacja wyglądała bardzo poważnie. Po wczorajszym niełatwym dniu, próbach z wapnem i okładami z herbaty, przyszła noc, jak się okazało bezsenna dla rodziców i Hamisiego (tylko Madzia spała jak suseł). Nocne „konsultacje” na profilu Fundacji na Facebooku prowadziły do jednej konkluzji – potrzebny jest lekarz i prawdopodobnie złożone leczenie. Rodziców małego pocieszałam jak umiałam, choć z mamą nie było łatwo – bo jak ukoić niepokój matki, która straciła już czworo dzieci, jak ją pocieszyć, jakimi słowy zapewnić, że tym razem nic złego się nie stanie?...

Informacje z wczesnego rana nie są dobre, oko nadal puchnie, pojawia się ropna wydzielina, ale najbardziej niepokojąca jest gorączka i ból głowy. Chwilę po siódmej bez wahania wysyłamy szybki przekaz na kwotę 10 000 KES, wizyta w szpitalu jest konieczna. Ojciec małego pokonuje osiem kilometrów z prędkością światła, ale niestety okazuje się, że w Kenii z okazji lokalnego święta Sukukuu wszystkie placówki i instytucje są nieczynne. Czujemy się bezradni, jak w potrzasku i kiedy inny mój kenijski przyjaciel właśnie pisze do mnie radosną wiadomość z powodu wspomnianego święta, natychmiast mówię mu o małym Hamisim. Świąteczny nastrój natychmiast pryska i pojawia się deklaracja pomocy. Już kiedyś Wam wspominałam, jak niezwykłe i pomimo wszystko, są tam więzy międzyludzkie. Ale o jakiej pomocy mowa, tu potrzebne są pieniądze w gotówce, żeby zapłacić za lekarza i lekarstwa, a nie „natural medicine”, przygotowane z gotowanych ziół i pajęczyny przez starą Kenijkę. Tu chodzi o oko małego, niespełna trzyletniego chłopca...

Problemem wśród biednych Kenijczyków, oprócz braku pieniędzy, jest brak wiary w to, że znajdzie się w jakiejkolwiek instytucji ktoś, kto zechce im pomóc. Tam podział na biednych i bogatych jest bardzo wyraźny i biedni nie mają wstępu do świata bogatych, na nic nie liczą, niczego nie oczekują, o nic nie proszą.

Nasz przyjaciel miał bardzo dużo do stracenia, więc dałam mu dzisiaj najwięcej wiary, nadziei i otuchy ile można dać będąc „online”, mówiłam – „próbuj, proś, błagaj, pokaż wiadomość z hasłem do odbioru pieniędzy, nie poddawaj się, pokaż nasze zdjęcie, zrób cokolwiek, ale nie wracaj do domu bez pomocy”. I wiecie, co się stało, kiedy tak prosił (jak przypuszczam w języku suahili), błagał, tłumaczył, mówił pełen emocji, usłyszał go jeden z lekarzy, usłyszał wśród słów mojego przyjaciela słowa w języku Digo –języku jego i swojej matki. Doktor Daudi wyszedł do rodziców Hamisiego i rozmawiając dalej z ojcem w dialekcie Digo, zaproponował pomoc z odroczoną opłatą. Mały został zbadany, dostał pierwszy z trzech zastrzyków, leki i dobre słowo na drogę. Był to długi i pełen różnorodnych emocji dzień. Wszystko mam nadzieję będzie dobrze. A doktor Daudi pozwolił się nawet sfotografować przy pracy. Panie doktorze dziękujemy.

Wzruszyłam się… nie po raz pierwszy i pewnie nie po raz ostatni.

Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.

Partnerzy