Jak Chopin trafił pod kenijską strzechę
Kiedyś opowiem Wam piękną i wzruszającą historię, której na imię Mesalimu..., kiedyś, gdy będę pewna, że znalazłam wystarczająco delikatne słowa, aby o tym mówić.
Dziś powiem tylko tyle, historia rozpoczęła się 16 kwietnia 2007 roku i skończyła nieoczekiwanie po sześciu latach, również 16 kwietnia... Każdego roku dzień ten jest dla mojego przyjaciela i jego żony dniem szczególnym, pełnym nostalgii i tęsknoty. Dlatego postanowiliśmy wysłać do Mwabungu w tym dniu muzyczny upominek, bo muzyka otwiera serca i jak powiedział Wagner "(...) jest początkiem i końcem wszystkiego". Wybrałam nie bez powodu utwór Chopina, bo zależy mi, aby dzielić się z moimi przyjaciółmi tym, co mamy najpiękniejsze, aby pokazać naszą wrażliwość i okruchy naszej kultury, tak jak on pokazywał mi dzień po dniu to, co najpiękniejsze wśród nich.
Posłuchajcie więc: Memory of Mesalimu.
Dedykuję tego posta wszystkim Wam, a szczególnie tym,którzy lepiej niż ja rozumieją muzykę.
Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.